Nie zna granic pomysłowość tych, którzy z zamiłowaniem wykorzystują nieszczelne prawo i ludzką naiwność. W każdej dekadzie katalog przekrętów i nazwisk oszustów poszerza się o kolejne pozycje, od „piramidy” do „Nigeryjczy-ka”, przez Carlo Ponziego po Bernarda Madoffa. Jedynym sposobem, by samemu nie zasilić szeregów nabitych w butelkę, jest uczyć się na cudzych błędach. Wtedy może choć w jakiejś części straty oszukanych nabiorą znamion ofiary poniesionej w słusznej sprawie.
Piramidalne kłamstwa
Kiedy Carlo Ponzi po raz pierwszy zapukał do drzwi inwestorów, by zaproponować im interes życia, nie przypuszczał pewnie, że jego nazwisko utrwali się w historii światowych finansów jako synonim sposobu na masowy szwindel. Amerykanin włoskiego pochodzenia w 1920 roku wystosował ofertę, wobec której niewielu posiadaczy kapitału mogło przejść obojętnie. Wraz ze swoimi agentami obiecał, że w ciągu 45 dni wypracuje stopę zwrotu w wysokości 50 proc., a po 90 dniach podwoi powierzone mu kwoty. Efekt? W lutym Ponzi uzbierał 5 tys. dolarów, w marcu – 30 tys. dolarów, w maju dobijał do 500 tys. dolarów, by w lipcu obracać milionami. Choć może słowo „obracać” było w tym przypadku nieco na wyrost. Słynny schemat Ponziego polegał bowiem na tym, by zyski wcześniejszych inwestorów finansować z wkładów tych nowo pozyskanych. Magii piramidy dało się oczarować 40 tys. osób, które łącznie przekazały Ponziemu 15 min dolarów. Tylko jedna trzecia z nich dostała swoje pieniądze z powrotem.
Koncepcja piramidy ma, niestety, to do siebie, że wymaga coraz silniejszego dopływu nowych inwestorów. Przy stopach zwrotu rzędu nawet 10 proc. spłacenie każdego przyjętego miliona dolarów wymagałoby zdobycia nowej kwoty w wysokości 1,1 min dolarów. Tyle, żeby potem oddać te 1,1 min, potrzeba kolejnych 1,21 min. Nic więc dziwnego, że budowla w końcu runęła. Oszustwa Ponziego zmusiły go do przeprowadzki do więziennej celi, gdzie spędził pięć lat.
Być może na podobnie łagodny wyrok liczył współczesny finansista Bernard Madoff, kiedy pod koniec XX wieku wprowadził schemat piramidy do zarządzanych przez siebie funduszy inwestycyjnych. Jak bardzo się przeliczył, miało okazać się w 2009 roku, rok po tym, jak wyszło na jaw, że jego działania spowodowały u klientów straty sięgające 18 mld dolarów. Sąd skazał Madoffa na 150 lat więzienia, co oznacza, że już do końca swoich dni autor największego przekrętu finansowego w historii oglądać będzie świat w kratkę. A do tego, stale uważać, o czym i z kim rozmawia. Niedługo po rozpoczęciu odsiadki przeżył przykrą przygodę. Rozmawiający z nim więzień zdał sobie sprawę, że Madoff jest pośrednio winny również jego kłopotów finansowych, za co odwdzięczył się upadłemu rekinowi z Wall Street złamaniem nosa i potłuczeniem żeber.
Czapa za szwindel
Podczas gdy Madoff i Ponzi modlili się o to, by nie trafić za kraty (lub przynajmniej tylko na krótko), jedna z najbogatszych Chinek błagała sąd, by to właśnie na więzienie zamienił karę śmierci, na jaką skazał ją właśnie za oszustwa finansowe. Pochodząca z rolniczej rodziny Wu Ying zaczynała od kilku salonów SPA, by ostatecznie zbudować wielomilionowe imperium działające w branży hotelowej, motoryzacyjnej i chemicznej. Już będąc na szóstym miejscu w rankingu chińskich bogaczy, postanowiła przyjmować od inwestorów wkłady i z zyskiem obracać je w nowo tworzonych firmach i wewnątrz swojego holdingu. Zamiast tego – spłacała z nich własne długi, kupowała nieruchomości i samochody. Gdy sprawa wyszła na jaw, chiński wymiar sprawiedliwości postanowił z wyroku uczynić straszak dla wszystkich, którym przyszłyby do głowy podobne przekręty. Choć nawet klienci Ying zeznawali o niskiej szkodliwości jej występków, sąd skazał ją na pozbawienie majątku i życia. Dopiero po latach batalii sądowej wyrok udało się zamienić na dożywocie.
O ile adekwatność tak surowej kary za malwersacje finansowe budzi wątpliwości, to współczesna historia pamięta sytuacje, które pozwalają zrozumieć lęk władz przed skutkami nadużyć. Najlepszy przykład to chyba wydarzenia z 1997 roku, ochrzczone mianem albańskiej rewolucji piramidowej. Na początku lat 90. znaczna część dochodów Albańczyków
pochodziła z kieszeni emigrantów, którzy wyjechali do pracy w Grecji i we Włoszech, by stamtąd przekazywać dochody rodzinom i bliskim. Pieniądze te szybko stały się pożywką dla organizatorów programów oszczędnościowych, mających pomóc Albańczykom zabezpieczyć i pomnożyć kapitał. Również i w tym przypadku mechanizm owych „inwestycji” opierał się na zasadzie piramidy. Ich pęknięcie przełożyło się na straty przekraczające 1,2 mld dolarów. A że kraj był wówczas pogrążony w głębokim kryzysie politycznym, trudno było o lepszy detonator dla narastających niepokojów społecznych. Protesty oszukanych Albańczyków przerodziły się w regularną rewoltę wymierzoną przeciw władzy. Państwo pogrążyło się w zamieszkach, które w ciągu ręku kosztowały życie ponad 3 tys. osób. Niszczono magazyny wojskowe, siedziby przedsiębiorstw i zabytki kultury. Sytuację ustabilizowała dopiero interwencja ONZ.
Żona z Singapuru i Nigeryjczyk
Piramida należy do najbardziej rozpowszechnionych patentów na przekręt. Są jednak i inne, które z równym powodzeniem wykorzystano już do połowu naiwniaków. Pomysłowa obywatelka z Singapuru podszyła się pod hollywoodzką aktorkę i na portalu randkowym obiecała pewnemu Amerykaninowi ślub. Prosiła tylko, by ten wcześniej opłacił pogrzeb jej matki, a także przekazał pieniądze na ślub przyjaciółki. Wyłudziła w ten sposób 45 tys. dolarów.
Na emocjach zagrała też fundacja pod nazwą Women Empowering Women. „Kobiety dla kobiet” wpłacały po 3 tys. dolarów, by potem rzekomo wyciągnąć 24 tys. Oczywiście, nigdy pieniędzy nie zobaczyły, za to kilka lat później ten sam projekt pojawił się ponownie pod nową nazwą – Hearts. Wbrew pozorom o wnioskach z przeszłości nie było mowy. Tym razem ofiarą padły grube ryby, m.in. kuzynka samej królowej brytyjskiej Elżbiety II.
Swoje pięć minut miał też patent „na Nigeryjczyka”. Jego ofiarą padli wszyscy, którzy uwierzyli, że jeden z członków zmarłego dyktatora Nigerii naprawdę próbuje upłynnić rodowe dobra. Wystarczyło podać numer konta i przelać pewną kwotę, by odzyskać ją z nawiązką. Naiwniaków zamiast wynagrodzenia czekała tylko czystka na koncie. Pod koniec lat 90. wyłudzono w ten sposób od obywateli USA ok. 100 min dolarów w zaledwie 15 miesięcy.
Coraz częściej akty wyłudzania pieniędzy ukryte pod obietnicą krociowych zysków mają swe ostatnie odsłony przed obliczem sprawiedliwości. Niestety, rzadko kiedy poszkodowani są w stanie odzyskać całość straconych pieniędzy. I nie ma sensu kopać leżącego, mówiąc, że sami są sobie winni, bo powinni byli sprawdzić. Braki na koncie to wystarczająca kara za naiwność.
Grzegorz Morawsk